wtorek, 7 kwietnia 2015

Challenge "jeden wieczór" completed, czyli co się dzieje, kiedy wszystko zostawia się na ostatnią chwilę.

Ostatnia sesja zdezorientowała mnie do tego stopnia, że kompletnie zapomniałam, że siostra mojego Szczepana obchodziła w tym roku swoje małe sweet sixteen. Na dwa dni przed wyjazdem Miśka na Dzikie Podlasie (mnie stety-niestety przytrzymała w weekend praca) panicznie zaczęłam przekopywać prezentowe pomysły. Z potencjalnej listy już w przedbiegach odpadły wszelkie kupne historie, pozostało więc wykombinować coś, co da się zrobić "na wczoraj". Ponieważ pokój Julki jest na etapie przechodzenia totalnej metamorfozy, pomyślałam, że od siebie dorzucę małą, ale sprytną i użyteczną dekorację. Tym sposobem powstał przybornik na biurko, a ja miałam wreszcie okazję przetestować farbę kredową Pentart i mały papier ryżowy Stamperii.
Wszystko robione na wariackich papierach, wieczór przed wyjazdem, na szybko, suszone suszarką. I w tym momencie błogosławię farbę kredową, ponieważ nie zdążyłam pomalować jednej ścianki przybornika, kiedy poprzednia była już sucha. Dzięki temu całość trwała całkiem krótko, a ja ze wszystkim się wyrobiłam. : )